Co na to eksperci i co na pewno wiadomo? Co udają sprzedający i w co wierzą kupujący? Co robić?!
Co to będzie? Co to będzie?…
Rynek nieruchomości w czasach zarazy… Tak, tak, dobrze wiemy, że ten temat (ani sam tytuł) nie jest dziś – w kwietniu 2020 r. – oryginalny. Ale jest arcyważny! Nie tylko dla biur i agentów, lecz dla wszystkich uczestników rynku nieruchomości. Spróbujemy więc ująć go inaczej niż media, które w większości ścigają się w straszeniu nas tym, co będzie, gdy wirus ustąpi. A podsycanie lęku nie jest obecnie trudne, bo i tak prawie wszyscy się boją. Gorzej z wiarygodną, w miarę dokładną i odpowiedzialną (!) oceną skutków tej zarazy. Tu już mądrych nie ma (choć wielu takich udaje), a rozmaici eksperci, liczą na to, że jeśli w przewidywaniach pobłądzą, to ludzie i tak zapomną, co kto przepowiadał. Zresztą… „Ekspert to ten, który potrafi fachowo wyjaśnić, dlaczego się wcześniej pomylił”.
Rzeczy, fusy i Sokrates
A teraz do rzeczy i rzeczowo. Czyli bez wróżenia z fusów, bo w sytuacji tak dynamicznej i nigdy wcześniej „nieprzerabianej” (tzn. nie w podobnych realiach makroekonomicznych) nawet prorocy czują się zdezorientowani. Skoro niedawne prognozy na rok 2020 wzięły w łeb nagle i bodaj całkowicie, to tylko Sokrates ze swoim „Wiem, że nic nie wiem” może robić za autorytet. Zamiast z nim konkurować, podzielimy się więc obserwacjami na temat rynku nieruchomości w czasach zarazy. Także wnioskami, które z tego wyciągamy.
„Przeznaczenia nie oszukasz”
Najogólniejsze spostrzeżenie jest takie, że niektórzy uczestnicy rynku nieruchomości (tak, w czasach zarazy) udają, że nie widzą, co się dzieje. I tym udawaniem próbują przekonać innych – w tym agentów – że w sumie to… nic się nie dzieje. Albo przynajmniej nic wielkiego. To ma być ich sposób na oszukanie czy choćby przechytrzenie rynkowego „przeznaczenia”. A jak dobrze wiadomo – choć nie tym, którzy tego próbują – kończy się to na ogół oszukaniem samego siebie. Często bardzo bolesnym! Dotyczy to zarówno tych, którzy niby chcą swoją nieruchomość sprzedać, jaki i tych którzy rzekomo chcieliby nieruchomość kupić.
36,6? Oj raczej nie prędko
Objawy tego udawania nasilają się, gdy chodzi o cenę ofertową. Ale również o cenę, z którą oferta ma wystartować. Oto typowe symptomy zaobserwowane u niektórych sprzedających:
- zamiar podniesienia ceny, aby zrekompensować sobie straty w innych dziedzinach;
- dążenie do maksymalizacji ceny, aby zamortyzować spodziewaną presję na jej obniżkę;
- zapowiedź, że negocjacji z kupującym nie będzie, bo… „dlaczego ja mam być stratny?!”.
Hm, możliwość są tu w sumie dwie: albo ci sprzedający faktycznie udają, że nic się nie dzieje i łudzą się, że zmylą tym kupujących (to szczyt naiwności), albo nie rozumieją, że rynek nieruchomości w czasach zarazy też choruje. Owszem, nie ma pewnej diagnozy, jak poważna jest ta choroba, ale obecna gorączka wyklucza przeziębienie, które minie szybko i bez powikłań. To raczej spore wyziębienie i osłabienie rynkowego organizmu, po którym trzeba będzie dłużej wracać do pełni sił. W tej sytuacji pompowanie i usztywnianie cen zamiast ich odchudzania i doginania, to jakby odmowa przyjęcia lekarstwa. Pewnie jedynego, które może się okazać skuteczne.
100%! Bo tak mi pasuje
Dziwne objawy „okołocenowe” można zaobserwować także u kupujących. Niektórzy z nich dostali bowiem chyba sygnał z nieba, że rynek nieruchomości w czasach zarazy… zaraz i na pewno dotknie katastrofa. Jej efektem będzie – podobno – tak drastyczny spadek cen domów, mieszkań, działek i lokali (również tych na wynajem), że wystarczy trochę poczekać, aby bardzo na tym skorzystać, kupując (czy wynajmując) duuużo taniej. Oczywiście takie 100-procentowe przekonanie to głównie myślenie życzeniowe, czyli też rodzaj samooszukiwania się. Niestety, tkwi w nim także zalążek samospełniającego się proroctwa. Bo wyczekiwanie nabywców = mniejszy popyt, który spowoduje spadek cen. Na dodatek może tu negatywnie zadziałać zwiększona podaż na skutek awaryjnych i nerwowych „wyprzedaży”. Zobaczymy…
Wiadomo, że nie wiadomo
Niezależnie od sprzecznych oczekiwań sprzedających i kupujących, rynek nieruchomości w czasach zarazy nadal rządzi się swoimi prawami. Tyle że kryzysowymi. A jeśli kryzys, to stagnacja. Wynikająca głównie z niewiadomej, jak to się dalej – i jak szybko – rozwinie. Łatwo bowiem stwierdzić, że pogorszy się również „w nieruchomościach”, ale nikt jeszcze nie wie: o ile będzie gorzej, jak długo i… komu. Tymczasem odpowiedzi na te trudne pytania to sedno problemu, któremu na imię – niepewność. Bo właśnie ona jest dla rynku najgorsza! I na razie nie ma na nią recepty. No może poza taką: nie panikować, zachować rozsądek, nie ulegać apatii, unikać złudzeń, wystrzegać się mądrali i nie martwić się na zapas. Bo w tej frustrującej niepewności jedno jest jednak pewne: rynek nieruchomości przetrwa czasy zarazy!
RE/MAX EXPERTS, biuro nieruchomości w Poznaniu